Chłop, co musi, rad uczyni i babę zagoni, czyli jesienne porządki
No i wyciągnął mnie Mąż na porządki jesienne, pewnie już ostatni raz w tym roku. No i dobrze, że zbytnio nie marudziłam, bo robić było co. Zgrabiłam liście i powycinałam suche części roślin, a Mąż skosił caaaałą trawę i dodatkowo użył podkaszarki ("szacun", że mu się chciało). Razem spakowaliśmy trawę i część liści do worów, aby mogli w poniedziałek zabrać mokre. Ot i tak sobota sobie mija...
Oj, muszę wspomnąć :D Poza jesiennym porządkowaniem większość ranka tworzyliśmy pewien
projekt. Pan Mąż majstrował, ja cykałam dla Was fotki. I od czasu do czasu podawałam śrubki. O czym mowa?
Zdradzę jutro.
Czekajcie na posta! :D
see ya :*
Ooo, to pracowitą sobotę mieliście! U nas prawie cały dzień padało. Więc do ogrodu pójdę pewnie w poniedziałek. ma być ładnie, ciepło i słonecznie :-) Pozdrowienia, miłej niedzieli!
OdpowiedzUsuńA może trzeba było zostawić na kompost liściowy :)
OdpowiedzUsuńCzęść liści wrzuciłam na kompost, reszta poszła wek.
Usuń